Nie sposób jednak zaczynać od nowa. Tylko niemowlę może zacząc całkiem od początku
A dla mnie to nie było naturalne, być
kimś z Europy Środkowej, kimś ze świata komunizmu, kimś zza żelaznej kurtyny, kimś zza
muru; ja chowałem głowę w ramiona, rozglądałem się niespokojnie, drżałem ze strachu. Ja nie
miałem prawa tu być, to był cud, to był fuks, ja nie miałem prawa. Przypomniał mi się Naftalin
Samuel i jego śmieszna czapka, która zagroziłaby zasadom internacjonalizmu proletariackiego.
Próbowałem nie gapić się na Murzyna myjącego podłogę. Naprawdę próbowałem.
A jakże, widziałem już przecież Murzynów – na Festiwalu Młodzieży. (A potem niezli-
czonych małych Mulatów – podzwonne Festiwalu Młodzieży.) Ale tamci byli jak sztuczni,
jak przebrani, jak z filmu. Ten tu, w pomarańczowym kombinezonie, ze szczotką w ręku, ten
był prawdziwy.
Kiedyś wyszedłem z rodzicami na lotnisko po kogoś, kto wracał z Zachodu. Z Monachium
czy z Wiednia. Po jednego z tych ważniaków, których – dobrze zaszczepionych – wypusz-
czano do leprozorium kapitalizmu. Pojawił się nagle przed nami, pachnąc inaczej niż wszyscy
i wszystko. Padał deszcz, i tamten człowiek, znajomy ojca, miał na głowie nieprzemakalny
kapelusz, przezroczysty i nieprzemakalny; oczu nie mogłem oderwać od tego kapelusza! A
zapach... to był zapach czegoś bardzo czystego, kolorowego i wolnego, to był zapach wolno-
ści. Tak, wiem: po prostu jakieś inne, lepsze mydło, jakaś niedostępna u nas i nieznana woda
kolońska, dobrze wyprawiona skóra jego nowej walizki, może coś jeszcze, nie wiem. Czy w
kapitalizmie już wtedy znano dezodoranty? U nas wszyscy cuchnęli potem. On nie. Och, nie
wiem, nie wiem; mówię ci po prostu: wtedy byle co było wolnością. Wszystko było wolnością.
104
------------------------------------------------------------- page 105
Teraz ja sam znalazłem się po drugiej stronie świata. I poczułem ten sam zapach, zapa-
miętany z dzieciństwa. Unosił się wszędzie. Przenikał nawet szyby – te szyby tak czyste, jak-
by w ogóle nie istniały. Wyszli po mnie jacyś miejscowi Przeciwnicy Komunizmu W Europie
Środkowo-Wschodniej; nieważne. Zabrali mnie do hotelu. Wypiliśmy po małej whisky, po-
gadaliśmy chwilę o niczym, umówiliśmy się na wieczór. Kiedy tylko zostałem sam, zadzwo-
niłem do Soni. Stąd było łatwiej. Nie zastałem jej.
Nazajutrz odebrała telefon i, ledwo usłyszała mój głos, odłożyła słuchawkę.
W dwa dni później wsiadłem do pociągu i pojechałem do Stuttgartu.
Stuttgart był cichy i spokojny – wymyśliłem sobie ten ruch, zgiełk, światła i neony! – pe-
łen grzecznych ludzi, mówiących Grüss Gott i Entschuldigung, Bitte i Danke, i uśmiechają-
cych się bez przerwy. Brzydkie, spokojne miasto. Powinno być piękne z tymi wzgórzami, na
których się rozpostarło, z winnicami i rozległymi placami, ale – tego też nie wiedziałem, tu-
man! – to było niemieckie Coventry, zburzono je niemal do imentu w nalotach dywanowych,
zostało tylko trochę starych kamienic, a olbrzymie dziury między nimi zapchano obrzydli-
wymi, szarymi blokami, jak wszędzie na świecie, jak wszędzie w tych czasach: to było naj-
tańsze. Nie, Stuttgart nie był odpowiednim miejscem dla gwiazdy seksu!
A może i tak. Zastanawiałem się nad tym, jadąc żółtym tramwajem przez martwe, nudne, pu-
stawe ulice. Może naprawdę lepiej jest być pierwszym w zapadłej wiosce niż drugim w Rzymie.
Może na takim właśnie tle Sonia Marx rozkwitała jak orchidea, błyszczała jak brylant...
Znalazłem Bebelstrasse.
Zdumiało mnie, że Sonia mieszka w jednej z tych nielicznych, ocalałych cudem, przed-
wojennych kamienic. Z ciężką bramą, z małym podwórkiem, bez windy: wchodziło się po
szerokich schodach z giętą, drewnianą poręczą, a z okien świeciły witrażowe szybki. Drugie
piętro. Mocne, czarne, dwuskrzydłowe drzwi. Bukiet róż w mojej ręce. I tabliczka na
drzwiach – taka mosiężna, taka mieszczańska, taka serio!
SONIA MARX
Nagle zrozumiałem.
Głupiec. Dopiero wtedy zrozumiałem to, co każdy wiedziałby od początku. To był żart. To
wszystko było żartem. Sonia Marx ma pięćdziesiąt dwa lata i dwadzieścia kilo nadwagi. Za-
bawiła się w Bułgarii – skromne, tanie wakacje, na jakie naprawdę można sobie pozwolić,
wypiła za dużo wina i wydrapała napis na drzwiach hotelowej szafy. Zaśmiewały się z tego z
przyjaciółką – z tą, z którą pojechały razem na tani urlop do Bułgarii. Dwie kasjerki z banku
albo dwie urzędniczki z biura ubezpieczeń. Czy nie ciekawe, jacy faceci zadzwonią? – Daj
spokój, Berta, nikt nie zadzwoni. – Założymy się?
I założyły się, i Sonia, chichocząc, utrwaliła swój napis kolorowym flamastrem, a potem,
kiedy zacząłem do niej wydzwaniać, uczciwie wypłaciła Bercie jej wygraną. Codziennie roz-
mawiały o mnie, tym kretynie, i o mężczyznach, tych durnych mężczyznach; rozmawiały
przy sąsiadujących ze sobą biurkach, w stuku maszyn do pisania i komputerów, w świetle
jarzeniówek. Trochę się także gorszyły – dwie samotne, tęgie kobiety w brzydkich, niemod-
nych sukienkach – męską niemoralnością. Żeby lecieć na piętnastolatki! Na takie dzieci! –
Masz rację, Berta, przeceniałam ich, dlatego przegrałam zakład. Piętnastoletnia prostytutka, to
ich bierze! Wiesz, czytałam w gazecie, że wielu mężczyzn to już z własnymi niemowlętami...
chłopcami, dziewczynkami, bez różnicy. Był taki przypadek, że dziecko miało dwa lata, oj-
ciec je rozdarł na pół! Czytałaś w Bildzie? Więc co im tam piętnastolatka, jak nawet takie
maleństwo facet potrafi dla swoich chuci zamordować?! – Zawsze ci, Soniu, mówiłam, że to
świnie. Ja ich dobrze znam, dlatego wygrałam zakład. – I dużo ci przyjdzie z tej wygranej!
105
------------------------------------------------------------- page 106
Zrozumiałem to. Patrzyłem na mosiężną tabliczkę dziwiąc się własnemu szaleństwu. Że-
gnając własne szaleństwo. Już śmiejąc się z niego przed Augustem – dotąd nie powiedziałem
mu ani słowa, ale po powrocie opowiem mu wszystko. „– Wiesz” – powiem – „chciałem po-
znać tę dziwkę, tak mnie jakoś naszło... Wyobrażałem sobie Bóg wie co. I najśmieszniejsze,
że stojąc pod jej drzwiami zrozumiałem, jak jest naprawdę! Widziałem tę kobietę jeszcze
zanim nacisnąłem dzwonek!”
Nacisnąłem dzwonek.
Cisza. A potem lekki szmer i miauczenie kota
|
|
Nie sposĂłb jednak zaczynać od nowa. Tylko niemowlÄ™ moĹĽe zaczÄ…c caĹ‚kiem od poczÄ…tkuI znów przez cały tydzień było wielkie wesele na zamku i w mieście, wypito dziewięćdziesiąt dziewięć beczek wina, zjedzono dziewięćdziesiąt dziewięć najtłustszych wołów,...Jakże jednak można było nie pić, gdy kielich podawano sobie z rąk do rąk i każdy po kolei musiał skosztować trunku, by nie urazić gospodarzy? Franciszka i Miro z głębokim...Ale w roku 1918, gdy jego życie nie było warte złamanego feniga,
podobnie jak życie wszystkich tych, których domem stały się zimne, śmier-
cionośne przestworza nad...Naszym celem - celem naszego Syndyka-
tu, tej mojej podróży - było od początku wywołanie wstrząsu, fer-
mentu, przełamanie nawyków, skłonienie ludzi, żeby zaczęli...-Budowałem się w różnych stronach, bo stać mnie było na ten kaprys; dziś już przeważnie nie wiem, co się z tymi domami stało; część oczywiście, teraz w Rosji, część - z dymem...Teraz możliwe było wysyłanie szczątków w wiekuistą podróż na orbitę wokół Ziemi - przy czym znaczenia słowa "wiekuista" nie należało przeceniać, jak każdego standardu...Najlepszym jednak z możliwych dowodów było przyznanie się obwinionego, które nazywano nawet "królową dowodów" (confessio est re-gina probationum)...Co się tyczy bowiem obyczajów, każdy taką ma obfitość o tym własnych pojęć, iż mogłoby się snadnie znaleźć tylu reformatorów, ile głów, gdyby było dozwolone komu innemu niż tym,...Wreszcie dosięgnął szczytu wysokiej góry, wkoło której trzeba było się przewinąć, aby
dotrzeć do samotnej doliny, gdzie mieszkał jego przyjaciel, młody handlarz drzewa...W kabinie pilota wciąż było ciemno, ale
kiedy trzymał głowę przechyloną na bok, mógł dojrzeć rząd odbijających się półksiężyców –
tarcz, które musiały być wskaźnikami...
Cytat
Hi mihi doctores semper placuere docenda qui faciunt plus, quam qui facienda docent - ci mi się nauczyciele podobali w uczeniu, którzy raczej czynią niż uczą rzeczy już uczynionych. Do sukcesu nie ma żadnej windy. Trzeba iść po schodach Fidei Defensor (Fid Def lub fd) - obrońca wiary (tytuł Henryka VIII bity na wszystkich brytyjskich monetach). (tytuł Henryka VIII bity na wszystkich brytyjskich monetach). (tytuł Henryka VIII bity na wszystkich brytyjskich monetach) Eripuit coelo fulmen, sceptrumque tyrannis - wydarł niebu piorun, a berło tyranom. Ignorancja nie jest niewinnością, jest grzechem. Browing R |
|